Korki, przepełnienie, czerwona falaKorki

 

Korki, przepełnienie, czerwona fala - czyli o opóźnieniach w komunikacji miejskiej słów kilka.

 

Opóźnienia i komunikacja miejska to już w zasadzie nierozłączona para. Codzienność. Normą stały się sytuacje, gdzie zdążyć się po prostu fizycznie nie da. I na nic zdają się desperackie wysiłki, ekspresowe zamykanie drzwi i oszczędność czasu tam, gdzie się tylko da. Tak czy siak autobus spowalniają korki i światła. W efekcie pasażerowie nie docierają na czas, a kierowca kolejny raz nie ma przerwy (bywa, że przez wiele godzin)...

 

Taka już dola miast wojewódzkich, nie tylko Białegostoku. Zdarzają się i takież „cyrki", że dwa autobusy tej samej linii jeżdżą przez jakiś czas jeden za drugim, nim „nie odskoczą" od siebie. Wygląda to zgoła nietypowo i rzuca się w oczy.

 

Wyśrubowany i hurra-optymistyczny czas przejazdu - ustanowiony przez sadystę zza biurka - jest oczywiście jedynie fikcją. Życzeniowym myśleniem - niczym więcej. Ewentualnie dziwnym żartem, sugerującym zabawę w „Need For Speed'a". Tyle, że w roli sportowej bryki mielibyśmy tutaj zawalony ludźmi autobus, który po chodnikach i ścieżkach rowerowych - za wszelką cenę - próbuje omijać korki, a czerwone światła traktuje jedynie jako zbyteczną dekorację ulicy.

 

Żeby idealnie zdążyć na czas na niektórych liniach, należałoby zignorować połowę przystanków i jechać po mieście - w ruchliwych godzinach - bez jakiegokolwiek zatoru, co jest oczywiście niemożliwe.

 

Ale skąd jeszcze biorą się opóźnienia? Czy wynika to tylko z naciąganego i nierealistycznego czasu przejazdu, który określa słynny - mityczny już - sadysta zza biurka? Nie tylko. Podobnie jak w przypadku katastrofy lotniczej (nie jest to akurat najszczęśliwsze porównanie), tak i tutaj, mamy do czynienia z całym zestawem, splotem przyczyn. Na opóźnienia składają się też kwestie takie jak chociażby: remonty ulic i kierowanie ruchem, objazdy, pogoda, dobiegający pasażerowie w trybie „last minute", przewóz osób starszych (długo wsiadających i wysiadających), sprzedaż biletów, transportowanie osób niepełnosprawnych (otwieranie specjalnego podestu), odsetek matek z wózkami na pokładzie, szybkość drzwi w danym autobusie, sprawność techniczna konkretnego wozu, czynnik ludzki (koncentracja i umiejętności kierującego), element losowy (np. przejazd pociągu, kolizja kilkadziesiąt metrów dalej, uprzejmość innych kierujących bądź też jej brak).

 

Istotne jest też to, czy poruszamy się w ciągu (w kolumnie) autobusów. Łatwo zgadnąć, że jeśli tak jest, to oczywiście negatywnie odbija się to na czasie. A to brak miejsca w zatoce, a to pasażerowie transferują się w ślamazarnym tempie do środka (bo i większy dystans mają do pokonania przez korowód autobusów w zatoce), a to ludzie przeskakują z linii do linii (wykorzystując tę bliskość). A to - wreszcie - poprzedzający nas autobus rusza i porusza się bardzo wolno itd.

 

Nie bez znaczenia jest tu również fakt, że jedno wydarzenie wpływa bezpośrednio na następne. Takiż efekt domina. Przykładowo: autobus stoi na przystanku, może ruszyć za klika sekund, ale w ostatniej chwili pojawia się pasażer, który chce kupić bilet. Powiedzmy, że wszystko idzie bardzo gładko i cała sprawa zajmuje ledwie kilka sekund. Jest to wzorcowa transakcja. W porządku: bilet sprzedany błyskawicznie, drzwi zamknięte, autobus rusza żwawo i dynamicznie. Szczęściem nikt nie nadjechał w pobliże zatoki, ale 25 metrów za przystankiem są światła. I zmiana cyklu... Jesteśmy jeszcze daleko od sygnalizatora. Za daleko by „przelecieć" nawet na późnym żółtym. Stoimy. Tak oto z niepozornych kilku sekund, mamy - powiedzmy - już dwie minuty w przysłowiowe plecy. Efekt domina!

 

Co właściwie można zrobić? Najważniejszy w takiej sytuacji jest spokój. Nie chodzi tu oczywiście o to, by świadomie sabotować rozkład i nawet nie starać się czegoś zmienić, aczkolwiek świadomość, że pewnych rzeczy się nie przeskoczy, oraz że nie wszystko zależy od nas, bardzo się przydaje. To niewiele, a jednak tak dużo... Priorytetem zawsze powinno być bezpieczeństwo - bez względu na wszelaki „sajgon" i „kocioł" związany bezpośrednio z opóźnieniami. Chóralnie podkreślają to zresztą przełożeni - jak jeden mąż. Słusznie.

 

Do zobaczenia w Śródmieściu w popołudniowym szczycie...

 

Dawid Horbacz