Syndrom pierwszych drzwi... czyli co najbardziej drażni kierowców?
Z moich obserwacji i konwersacji z kierowcami wynika, że duża liczba szoferów cierpi na chroniczną alergię w kwestii otwierania "pierwszych drzwi" - przede wszystkim dla pasażerów wsiadających. Natomiast co do wypuszczania mas ludzkich przednimi drzwiami, to słychać tu mniej narzekań. Tym niemniej trzeba odnotować, że takież też są. Zdarzają się bowiem - niekoniecznie najmłodsi - pasjonaci spacerów przez autobusową obrotnicę w blaszanej, biało-zielonej przestrzeni wąskiej, którzy fatygują się przez cały autobus do pierwszych drzwi, byleby tylko nimi wysiąść, a potem... zawrócić w przeciwnym kierunku, będąc już na chodniku. Może wynika to z jakiegoś przyzwyczajenia.
W każdym razie wielu kierowców ewidentnie nie lubi tej krzątaniny pod samą kabiną. I podglądania ich "roboty"od kuchni, niejako zza pleców. Muszę przyznać, że sam tak podpatrywałem przez wiele lat, kiedy tylko miałem okazję. Tak silna była we mnie ta ciekawość jak prowadzi się takiego kolosa, że aż w końcu sam znalazłem się w tej kabinie. Rozumiem więc, że może korcić, by zajrzeć jak to tam wszystko wygląda u kierowcy, cała ta "aparatura", technikalia i w ogóle. Syndrom pierwszych drzwi - tak to nazwijmy - to tak czy inaczej częsta przypadłość szoferów. Ale oczywiście nie jedyna.
Jedni nie przepadają za przesadnym zagadywaniem w trakcie jazdy (bezpieczeństwo), innych znowuż drażni fakt, że do końca nie wiadomo, czy pasażer zamierza wysiąść czy niekoniecznie (albo decyduje się na to spóźnialsko i nadto gwałtownie, kiedy drzwi się właśnie zamykają).
Pijani, turlający się od lewa do prawa kloszardzi też zaiste nie są pasażerami marzeń. Kłopotliwa może okazać się również sprzedaż biletów w opóźnionym, zatłoczonym autobusie (w szczycie), zwłaszcza gdy tajemnicza persona pod kabinową szybą wyciąga wnet - jak królika z kapelusza - nominał z Bolesławem Chrobrym (20 zł), a nie daj Bóg z Kazimierzem Wielkim (50 pesos), nie wspominając już nawet o innych, np. o Zygmuncie Starym (200 zł).
Bus driverom bywają też nie w smak zachowania co bardziej krewkich kierowców osobówek, którzy za wszelką cenę chcą wyprzedzić autobus, nie zważając na to, że np. za krótką chwilę sami będą intensywnie hamować, by skręcić w prawo. A wraz z nimi oczywiście świeżo wyprzedzony autobus.
Moi rozmówcy - pytani o to, co ich najbardziej irytuje - wskazują też na sytuacje tego typu: widmo rosnącego opóźnienia zagląda kierowcy przenikliwie i głęboko w oczy, a tymczasem tuż przed nim autobus konkurencyjnej firmy toczy się buspasem 30 km\h, gdyż u niego akurat z czasem jest wszystko ok. Klasyczny niefart.
Nieważne: dobre, przyjazne radio (najlepiej jeszcze z wejściem USB) jest na te stresogenne czynniki fajnym medykamentem... Szerokich dróg, nieśliskich szos i spokojnych dni.
Dawid Horbacz